|
Widziałam śmierć Baczyńskiego |
30.10.2016. | |
„ByÅ‚ bardzo miÅ‚y, ale w ogóle to byÅ‚ bardzo smutny, bardzo, źle wyglÄ…daÅ‚, byÅ‚ smutny, byÅ‚ tak jakby byÅ‚ czÅ‚owiekiem przerażonym…” - tak zapamiÄ™taÅ‚a Krzysztofa Kamila BaczyÅ„skiego Przedborzanka Halina Å»elaska, pseudonim „Halinchen”, uczestniczka Powstania Warszawskiego. DzieÅ„ później widziaÅ‚a, jak poetÄ™ siÄ™gnęła kula niemieckiego snajpera.
Wydarzenia z okresu okupacji pani Halina do dziś doskonale pamięta mimo podeszłego wieku. Widziała śmierć, stosy ludzkich ciał na ulicach, widziała jak płonie Warszawa. Sama niejednokrotnie miała śmierć przed oczyma. Jedną z dat, które najbardziej utkwiły w jej pamięci, był 4 sierpnia 1944 roku, wtedy zginął znakomity polski poeta Krzysztof Kamil Baczyński, a ona była świadkiem jego śmierci. Halina Żelaska, z domu Dobska, urodziła się 4 marca 1923 roku w Przedborzu, w rodzinie Wiktora Dobskiego (1894-1974) i Stefanii z Jezierskich (1902-1944), miała dwóch braci i siostrę. Rodzina Dobskich mieszkała najpierw na ul. Pocztowej, a potem na rogu Kościelnej i Prześcianki. Wiktor Dobski posiadał bryczkę i zajmował się głównie transportem ludzi. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Przedborzu, w wieku 13 lat pani Halina wyjechała do Gdyni, gdzie mieszkała siostra jej matki. Tam, w zamian za opiekę nad dziećmi i pomoc w domu ciotki, mogła uczęszczać do gimnazjum kupieckiego, ale po ukończeniu trzech klas gimnazjum edukację przerwała wojna. Wrzesień 1939 roku zastał panią Halinę w Przedborzu, spędzała tam wakacje ze swoją przyjaciółką z Gdyni. Na początku 1940 roku postanowiła wyjechać do ciotki do Warszawy. Mąż ciotki był przyjacielem prezydenta Stefana Starzyńskiego, kończyli tą samą uczelnię. W Warszawie pani Halina zaczęła się rozglądać za szkołą i pracą, która umożliwi jej dalszą edukację. Początkowo opiekowała się salą podchorążych w Szpitalu Ujazdowskim, ale była to praca w ramach wolontariatu, miała zdobywać jedzenie dla rannych. Przypadkiem spotkała w Alejach Ujazdowskich koleżankę, z którą uczęszczała do gimnazjum w Gdyni. Matka koleżanki pracowała w kantynie wojskowej, gdzie obie się zatrudniły, dzięki temu pani Halina mogła zorganizować pożywienie dla żołnierzy ze szpitala. Kiedy szpital zaczął otrzymywać przydziały żywnościowe, dziewczyny przeniesiono do pracy w kawiarni dla oficerów, otrzymały też mieszkanie w pobliżu. Wkrótce szefowa kawiarni o nazwisku Jungmeyer, która była Niemką, przeniosła się do Pałacu Blanka, gdzie została szefem stołówki i zabrała ze sobą panią Halinę w charakterze tłumacza, dlatego, że w pałacu był polski personel, a pani Halina znała język niemiecki, nauczyła się go dobrze podczas edukacji w gimnazjum. Niemka chciała, aby dziewczyna była tam zatrudniona i otrzymywała wynagrodzenie, jednak w pałacu brak było wolnych etatów, dlatego panią Halinę zatrudniono w ratuszu, a na cztery godziny dziennie miała przychodzić do Pałacu Blanka. XVIII-wieczny Pałac Blanka znajdował się (i dziś także się znajduje) przy ul. Senatorskiej, w sąsiedztwie Pałacu Jabłonowskich, w którym wówczas mieścił się stołeczny ratusz. Przed 1939 rokiem Pałac Blanka był budynkiem reprezentacyjnym prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego, gdzie przyjmował swoich gości, a potem do 1944 roku w pałacu siedzibę miał niemiecki starosta Warszawy Ludwig Leist.
W ratuszu pani Halina z poczÄ…tku pracowaÅ‚a w dziale gospodarczym, gdzie m.in. ksiÄ™gowaÅ‚a przychodzÄ…ce oraz wydawane z magazynu produkty żywnoÅ›ciowe, podlegaÅ‚a sÅ‚użbowo Romanowi Dawidowskiemu, intendentowi, a później także szefowi konspiracji warszawskiego ratusza. Potem zajmowaÅ‚a siÄ™ odpisywaniem na różnego rodzaju pisma. W ratuszu pani Halina pracowaÅ‚a przez caÅ‚Ä… wojnÄ™, aż do koÅ„ca Powstania Warszawskiego. Dawidowski zaproponowaÅ‚ pani Halinie przynależność do konspiracji. OczywiÅ›cie uÅ›wiadomiono jÄ… czym to grozi, ale mimo to siÄ™ zgodziÅ‚a i zÅ‚ożyÅ‚a przysiÄ™gÄ™. - Ratusz miaÅ‚ wÅ‚asnÄ… konspiracjÄ™, podlegÅ‚Ä… AK, myÅ›my pewne rzeczy sami robili, jak zresztÄ… z Dawidowskim zwalnialiÅ›my na przykÅ‚ad ludzi ze Skaryszewskiej z Å‚apanki, ja chodziÅ‚am do Leista z tymi listami. Zanim powstanie wybuchÅ‚o to ja przynajmniej trzy razy z tymi listami chodziÅ‚am. Z pierwszÄ… listÄ… jak Dawidowskiego zapytaÅ‚am: jak ty sobie wyobrażasz, jak ja mam to zrobić? A on powiedziaÅ‚: gówno mnie to obchodzi, masz rozkaz i masz to zrobić. W ogóle nie wiedziaÅ‚am jak mam to ugryźć, ale zaÅ‚atwiÅ‚am to - wspomina pani Halina. Przygotowywano listy osób, które konspiracja chciaÅ‚a uwolnić przed wywiezieniem do Niemiec i wymyÅ›lano im fikcyjne choroby i dolegliwoÅ›ci. Z polecenia Leista lekarz niemiecki miaÅ‚ te osoby badać, pani Halina miaÅ‚a być przy tym jako tÅ‚umacz, a jednoczeÅ›nie podpowiadaÅ‚a kto jakÄ… chorobÄ™ miaÅ‚ symulować. W miÄ™dzyczasie udaÅ‚o jej siÄ™ skoÅ„czyć szkoÅ‚Ä™ i zdać maturÄ™. W 1942 roku rozpoczęła studia medyczne na tajnych kompletach, do wybuchu powstania udaÅ‚o jej siÄ™ ukoÅ„czyć tylko 2 lata. DziÄ™ki zdobytej wiedzy mogÅ‚a pomagać rannym, razem z koleżankÄ… nosiÅ‚y rannych do punktu opatrunkowego w ratuszu i do Szpitala MaltaÅ„skiego, byÅ‚a także sanitariuszkÄ…. Jak wspomina, na studiach uczono ich tego. - Przewidywano na pewno, bo profesorowie byli również w tajnych organizacjach, uczyli nas wszelkiego bandażowania, tamowania krwi, i tak dalej, wiÄ™c ja byÅ‚am do wszystkiego. Ale również nosiÅ‚am rannych. Potem jak zobaczyÅ‚am na filmie, że trzech facetów niesie rannego, a myÅ›my we dwie nosiÅ‚y do szpitala maltaÅ„skiego, to ja siÄ™ zastanawiam jak ja to robiÅ‚am - mówi. Gdy wybuchÅ‚o Powstanie Warszawskie, pani Halina miaÅ‚a 21 lat. NiedÅ‚ugo przed1 sierpnia 1944 roku Leist i jego ludzie opuÅ›cili PaÅ‚ac Blanka i wyjechali z Warszawy, zostaÅ‚ jedynie polski personel. Wg relacji pani Haliny pierwsza zbiórka powstaÅ„cza w ratuszu miaÅ‚a miejsce jeszcze 27 lipca, jednak powstanie jak wiadomo wybuchÅ‚o pięć dni później. DziaÅ‚ajÄ…c w konspiracji, pani Halina musiaÅ‚a mieć pseudonim. - MówiÄ™ do Dawidowskiego: to ja wezmÄ™ pseudonim „ZoÅ›ka”, a on mówi: „Zosiek” już mamy za dużo, nie, wymyÅ›l sobie inny. A potem mówi: wszyscy mówiÄ… do ciebie Halinchen, już takiego pseudonimu to nie rozszyfrujÄ…, bo pomyÅ›lÄ…, że jesteÅ› raczej NiemkÄ…, a nie PolkÄ…. Niemcy w paÅ‚acu tam gdzie tÅ‚umaczyÅ‚am nazywali mnie Halinchen. Dobrze, może być Halinchen. I byÅ‚am Halinchen - opowiada. - ChciaÅ‚am gdziekolwiek kawaÅ‚ek jakiegoÅ› biurka znaleźć, gdzie bym mogÅ‚a chociaż 15 minut przespać siÄ™, a Dawidowski mówi do mnie: o nie, spać jeszcze nie pójdziesz niestety, bo trzeba napisać, już teraz nie pamiÄ™tam ile to byÅ‚o, odezw do mieszkaÅ„ców Warszawy, to jeszcze na Rotaprincie, takiej maszynie starej, która taki haÅ‚as robiÅ‚a straszny, i to trzeba dzisiaj wydrukować bo ja to na rano muszÄ™ mieć. Ja już tam zasypiaÅ‚am przy tym, robiÅ‚am te odezwy, no i nagle trzech facetów przyszÅ‚o, i któryÅ› z nich powiedziaÅ‚: nooo, nareszcie tego dziÄ™cioÅ‚a znaleźliÅ›my, caÅ‚y czas chodzimy po gmachu i sÅ‚yszymy że ktoÅ› stuka i stuka i stuka, a to pani na tej maszynie tak stuka, ja mówiÄ™: o jakie szczęście żeÅ›cie przyszli, to może mi pomożecie, a ja dosÅ‚ownie tu na podÅ‚odze, tylko dosÅ‚ownie 15 minut siÄ™ tutaj poÅ‚ożę i przeÅ›piÄ™, a wy za mnie… a co pani robi? Ja mówiÄ™, że odezwy do mieszkaÅ„ców Warszawy piszÄ™, nawet treÅ›ci nie znam, tak jestem już zmÄ™czona, że już nawet czytać nie jestem w stanie - opowiada pani Halina. WÅ›ród tych trzech mężczyzn pani Halina rozpoznaÅ‚a BaczyÅ„skiego, znaÅ‚a też jego twórczość. Jej chÅ‚opak, a późniejszy mąż Janusz Å»elaski ps. „BÄ™dzisz” uczyÅ‚ minerki w konspiracyjnej Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty „Szarych Szeregów” o kryptonimie „Agricola”, do której uczÄ™szczaÅ‚ również BaczyÅ„ski. PrzepisywaÅ‚ i przynosiÅ‚ pani Halinie jego wiersze, ponieważ lubiÅ‚a poezjÄ™. - MiaÅ‚ szaro-brÄ…zowÄ… marynarkÄ™, koszulÄ™ w delikatnÄ… krateczkÄ™, spodnie z zielonego sukna, jakie nosili Niemcy i buty z cholewami i znaczek „Agricoli” w marynarce. I mówiÄ™: o! pan ma AgricolÄ™ widzÄ™, a on mówi: a pani skÄ…d wie, że to jest Agricola? A ja mówiÄ™: a bo mój chÅ‚opak ma takÄ… samÄ…. Pani chÅ‚opak? A jak siÄ™… I ja mówiÄ™: czy panu chodzi o nazwisko czy panu chodzi o pseudonim? A on mówi: nie nie, my po nazwiskach siÄ™ nie znamy w ogóle. WiÄ™c powiedziaÅ‚am mu jaki ma pseudonim, i on mówi: zaraz, przecież to jest mój szef od minerki, przecież on mnie uczyÅ‚ minerki, ja mówiÄ™: a to jest możliwe, bo on uczyÅ‚ na „Agricoli” minerki, a on mówi: no tak, no przecież znam go! No widzi pani, to tym bardziej dziewczynie mojego szefa bÄ™dÄ™ pomagaÅ‚, to już stajÄ™ do maszyny i niech pani siÄ™ kÅ‚adzie, ale po co na podÅ‚odze, tam sÄ… w tym pokoju biurka, to może chÅ‚opaki zestawimy pani dwa biurka razem żeby siÄ™ poÅ‚ożyÅ‚a, nie na podÅ‚odze. Ja mówiÄ™: nie nie, nie trzeba, ja siÄ™ tu zwinÄ™ cichutko i przeÅ›piÄ™ siÄ™ i zaraz panowie pójdÄ…, a tu już nie dużo jest do dokoÅ„czenia… no i porozmawialiÅ›my. Ja jeszcze do BaczyÅ„skiego mówiÄ™: nawet pan nie wie, że mam od pana wiersze napisane dla dziewczyny. Aaa, to wÅ‚aÅ›nie dla pani, a to z caÅ‚Ä… przyjemnoÅ›ciÄ…, że widzÄ™ dziewczynÄ™ mojego szefa od minerki, no i jak mi miÅ‚o - wspomina pani Halina pierwsze spotkanie z poetÄ… i opowiada ze szczegółami, jakby to siÄ™ wydarzyÅ‚o dzieÅ„ wczeÅ›niej - i byÅ‚ bardzo miÅ‚y, ale w ogóle to byÅ‚ bardzo smutny, bardzo, źle wyglÄ…daÅ‚, byÅ‚ smutny, byÅ‚ tak jakby byÅ‚ czÅ‚owiekiem przerażonym, i jeszcze ja mówiÄ™: no, zbliża siÄ™ trzeci dzieÅ„, trzy dni powstania, a my nie koÅ„czymy jakoÅ›, a on mówi (dokÅ‚adnie): w cholerÄ™ rozwalÄ… caÅ‚e miasto, a my powstania nie skoÅ„czymy. A ja mówiÄ™: skoÅ„czymy proszÄ™ pana, przecież to Å‚atwo skoÅ„czyć, przecież przewaga Niemców jest tak kolosalna, że szkoda ludzi, przecież trzeba to skoÅ„czyć, potrzeba porozmawiać z jakimÅ› dowództwem, no wiÄ™c trzeba uruchomić kogoÅ›, wy tutaj nic nie robicie, uruchamiajcie kogo trzeba, a on mówi: chyba pani ma racjÄ™, że to jest jedyne wyjÅ›cie, żeby wiÄ™cej ludzi nie leciaÅ‚o, bo wszyscy pomrÄ…, a w ogóle nie skoÅ„czymy powstania… jeżeli nie zÅ‚ożymy broni - dodaje. Po rozmowie pani Halina poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ spać, a BaczyÅ„ski z kolegami wydrukowali odezwy i odeszli. NastÄ™pnego dnia, to byÅ‚ pamiÄ™tny 4 sierpnia 1944 roku, pani Halina spotkaÅ‚a po raz drugi BaczyÅ„skiego, drugi i ostatni. SzukaÅ‚a Å‚azienki, potrzebowaÅ‚a trochÄ™ wody, aby siÄ™ umyć. ChwilÄ™ wczeÅ›niej sÅ‚yszaÅ‚a jak kucharz StanisÅ‚aw Koperski krzyczaÅ‚, aby nie dochodzić do okien i ich nie otwierać, gdyż niemiecki snajper, ukrywajÄ…cy siÄ™ prawdopodobnie w budynku znajdujÄ…cego siÄ™ naprzeciw Teatru Wielkiego, zastrzeliÅ‚ już dwie osoby, które znalazÅ‚y siÄ™ w oknach paÅ‚acu. - Ja idÄ™ i patrzÄ™, oni majÄ… otwarte okno i siedzi BaczyÅ„ski na tym oknie. Ja krzyknąć chciaÅ‚am: z okna! na dół! a on już leci… tamci zÅ‚apali go i ja mówiÄ™: tu na dywanie połóżcie, byÅ‚ taki duży czerwony dywan i oni go na tym dywanie od razu poÅ‚ożyli, pochyliÅ‚am siÄ™ nad nim, wzięłam puls… jak tak go poÅ‚ożyli to miaÅ‚ z lewej strony dziurÄ™, i nawet nie krwawiÄ…cÄ… bardzo, tak sobie pomyÅ›laÅ‚am: gÅ‚owa nie krwawi? Jak to jest? ByÅ‚o troszkÄ™ krwi ale nie laÅ‚a siÄ™. No i nagle zjawili siÄ™ zawiadomieni i pielÄ™gniarki, i lekarz, bardzo szybko byÅ‚ lekarz, przyszedÅ‚ z Teatru Wielkiego, bo jakoÅ› siÄ™ przedarÅ‚, i byÅ‚ na miejscu, a ja mówiÄ™ do lekarza: tu panie doktorze już pan nic nie pomoże, bo on wÅ‚aÅ›nie skonaÅ‚. A on mówi: a pani to skÄ…d wie? A ja mówiÄ™: no niech pan sam weźmie rÄ™kÄ™ i zobaczy puls. A on mówi: tak… I jeszcze tylko oczy zobaczyÅ‚. MówiÄ™: panowie przeniesiemy go na dół do pokoju sanitarnego. No to mamy dzisiaj nowy pogrzeb… i wtedy siÄ™ rozpÅ‚akaÅ‚am - tak pani Halina zapamiÄ™taÅ‚a moment Å›mierci poety, z którym jeszcze dzieÅ„ wczeÅ›niej rozmawiaÅ‚a. - Nie byÅ‚am do koÅ„ca. CiÄ…gle mi tkwiÅ‚a przed oczami ta dziura w jego gÅ‚owie - mówi pani Halina na zakoÅ„czenie. PaÅ‚ac Blanka zostaÅ‚ wraz z wiÄ™kszÄ… częściÄ… miasta zniszczony pod koniec wojny, a po wojnie odbudowany jako pierwszy budynek w mieÅ›cie. Obecnie jest siedzibÄ… Ministerstwa Sportu i Turystyki. TragicznÄ… Å›mierć poety upamiÄ™tnia tablica, znajdujÄ…ca siÄ™ na frontowej Å›cianie od strony ul. Senatorskiej, pod oknem, w którym zginÄ…Å‚.
Po wojnie pani Halina imała się różnych zajęć, na przełomie lat 60-tych i 70-tych była kierownikiem kina Ochota. Dziś ma 93 lata, mieszka w Warszawie, na Ochocie, czasem przebywa u swojej córki w Nicei, we Francji, odwiedza też swoją rodzinę w Przedborzu. Mimo traumatycznych przeżyć jest niezwykle pogodną osobą. Współpracuje z Muzeum Powstania Warszawskiego, spotyka się z młodzieżą. Ale do dziś nie posiada karty kombatanta i mieć nie chce. - Teraz jeszcze nawet do mnie przewodniczący mówi: pani zwariowała chyba do końca, dlaczego pani nie chce? Ja mówię: nie proszę pana, bo to jest dla zasady, jeżeli Warszawiacy, którzy taką gehennę przeżyli nie mają karty kombatanta, a ma taki ktoś, kto parę ulotek z dachu rzucił, to ja nie chcę być kombatantem. Nie i już. I nie jestem - mówi z uśmiechem pani Halina. Zainteresowanych bliższym poznaniem losów pani Haliny z okresu okupacji oraz jej relacji z przebiegu powstania odsyłamy na stronę internetową Muzeum Powstania Warszawskiego www.1944.pl, gdzie w Archiwum Historii Mówionej znajdują się obszerne jej relacje.
Paweł Grabalski |
nastêpny artyku³ » |
---|